wtorek, 22 listopada 2011

Podjęcie Odpowiedzialności (Nauki don Juana pt 4)

Odpowiedzialność jest trzecim filarem nagualizmu. Jeśli Twoje czyny cechuje odpowiedzialność sprawia to, że jesteś bardziej cierpliwy i sprawny, czujesz, że kontrolujesz swe postępowanie. Jedyną rzeczą jaką się liczy jest działanie, a nie mówienie. Niechęć do przyjmowania odpowiedzialności za swoje czyny cechuje człowieka o podwyższonym poczuciu własnej ważności i przekonaniu o własnej nieśmiertelności.
Powyższe oznacza, że człowiek może robić co tylko zechce, jeśli tylko się już na coś zdecyduje, konieczne jest, żeby to kontynuował, bez hamującego działanie analizowania własnych decyzji. Niezależnie od tego co robi musi PRZEDE WSZYSTKIM WIEDZIEĆ, dlaczego to robi, a później powinien działać dalej, nie mając jednak żadnych wątpliwości, ani wyrzutów sumienia co do swoich czynów.

"Ja nie mam żadnych wątpliwości ani wyrzutów sumienia. Wszystko, co robię, uzależnione jest od mojej decyzji i jestem za to odpowiedzialny. Najprostsza rzecz, jaką robię, na przykład zabranie cię na pustynię, może oznaczać moją śmierć. Śmierć tropi mnie. Dlatego też nie mam czasu na wątpliwości czy wyrzuty sumienia. Jeśli muszę umrzeć z powodu zabrania cię na przechadzkę, to niech tak będzie. Ty z kolei uważasz, że jesteś nieśmiertelny, a decyzje nieśmiertelnego człowieka można odwoływać, można ich żałować czy też w nie wątpić. W świecie, w którym śmierć jest myśliwym, nie ma, mój drogi, czasu na żale czy wątpliwości. Czasu wystarcza tylko na decyzje."

Podjęcie odpowiedzialności za swoje czyny oznacza gotowość poniesienia za nie śmierci.

czwartek, 17 listopada 2011

lepiej spróbuj diabła

on tego chciał
ona tego chciała
to ona pierwsza po suficie wędrowała
to ona pierwsza powiedziała
że chcę zdobyć pierdoloną nieśmiertelność!
on pragnął tylko ortalionu trenera
powiedział jej
że obyczaj jest taki
że pozna te smaki
które on czuje
które kurwa zaraz wypluje
on nie chciał być taki jak
podziwiani przez dziewczyny tańczące przy rurze
te chłopaki

podgrzała łyżeczkę
to nie było wapno
panny drogie jachty dookoła jakieś tępe szmaty


a on na to:

(czy ktoś gdzieś kiedyś mnie zrozumie)
normalnie nie wiem co mi zaraz kurwa odjebie Ty
jestem kurwa nienormalny kurwa, ja za siebie kurwa nie odpowiadam do chuja

spotkałem dzisiaj lwa który zamienił się w psa
chodzi przy nodze czasami na podłodze
chodzę po ulicach, po  różnych dzielnicach
razem z moim lwem który jest psem
odrzuciłem przykazania
nie popieram zabijania
gotowania
malowania
nad innymi panowania
mody na sukces
chęci dominacji
lecz to koniec roku i wszyscy są w amoku

a...
pająk morderca zbliża się do serca


ludzie dziwnie kombinują
komentują swe wspomnienia
okłamują swe pragnienia
jeden bład...
jest jeden sto będą tysiące
mój mały biedny pies zamienił się w pająka
mój mały biedny pies
ale to był stres
na jego dywanie powstało małe zamieszanie
dlaczego nienawiśc wyszła na prowadzenie?
a może to tylko kolejne urojenie?

powiedział:
kochanie?!
dlaczego?
dlaczego??
dlaczego???
dlaczego????
stoimy nad wypełnionym krwią jeziorem
nad wypełnionym gównem bajorem
dlaczego???????
zagubiony chłopiec siedzi w dużym pokoju
i co mu zrobiłeś ty kurwa pierdolony gnoju
zabrałeś mu wszystkie wspomnienia
wyzwoliłeś za wcześnie proces starzenia
nie umiem patrzeć
nie umiem słuchać
nie umiem płakać
nie umiem kochać
nie umiem chodzic
nie umiem oddychać
nie umiem kontrolować
nie umiem dotykać
to tak miało być?
to o to chodziło??
naprawdę kurwa nie wiem kiedy lustro się zbiło


 Lepiej Spróbuj Diabła

powiedziała:
jestem ciałem które śni
jestem snem o Tobie
to jaaaaaa..

(bo schizofrenia to dość modna choroba)

lepiej Lepiej Spróbuj Diabła
psycha mi siadła...

ona powiedziała:
jestem Twoim pieprzonym wytworem wyobraźni
a on siedział przed knajpą i palił i palił
palił to gówno
i sobie przypominał
różne twarze i rózne wydarzenia
śmiechy radość dom i życie
dwa rózne rozpięte światy

słyszał tylko jedną Panią
śpiewała:
jestem za tobą przez cały czas musisz wiedzieć co to jest strach
musisz się nauczyć żyć w ciągłym strachu
dzień po dniu masz coraz mniej czasu

rzuciła go rodzina
opuścili przyjaciele
wszyscy zaczęli kręcić w piwnicy pierdoloną chemię
osądzi ich ktoś inny
 bardziej wpływowy
przychodzący na ziemie tylko na łowy
zagubione prymitywne plemię
młode ludzkie pokolenie

błądząc w niej
dał się złapac do więzienia
dla istot szukających wyzwolenia
chodzą tacy po lesie i szukają swoich dzieci
których nigdy nie spotkają
 bo ich kurwa nie mają


...kiedy noc jest dniem kiedy miłośc jest snem...

powiedziała:
wytrzeźwiałes już do końca?

powiedział:
podgrzej łyżeczkę Ty
czy do piekła czy do nieba
będę musiał sprzedać duszę

JA CHCĘ ŻYĆ

mam dosyć ludzi
wykapanych codziennie w pachnącym cierpieniu
uważaj kochana
ściana strachu jest łakoma
i zabiera wszystkie sny

na moment odlecieć w inny wymiar tylko chciał
nikt nie sądził że to będzie pierdolony złoty strzał
wrota piekieł są otwarte
i ten obraz zesłania 
nie widzę płaczącej ściany
słyszę głosy zza światów
czuję się oszukiwany
bo to chemia zapanowała dzisiaj nad tym światem
widze tutaj białą ścieżke
o nią bije się brat z bratem
 

a ja?...

...Ty...

...jesteś mym marzeniem
wytworem wyobraźni
 chorobliwie zniszczonej zatrutej jaźni
jesteś wielka 
jesteś wspaniała
tak od świata cudownie oderwana...

...Lepiej Spróbuj Diabła...
 


środa, 16 listopada 2011

haiku

szukam twych oczu spojrzenia

wiedząc że się wszystko zmienia

wiedząc że to wszystko psując

życie swoje tym rujnując 


w otchłań bólu się zanurzam

...

Szczeliniec

Tym razem na wycieczkę wybrałem się z koleżanką. M. czekała już w autobusie, którym pojechaliśmy do Radkowa.
Minęliśmy prędko to miasteczko, kierując się na czuja w stronę Szczelińca.
Wyszliśmy na długą prostą:
Dotarliśmy do wejścia na szlak, aczkolwiek nie na Szczeliniec, ale mnie więcje w tamtą strone. Zdecydowaliśmy się tam pójść. Na wstępie zjedliśmy ostatnie w tym roku grzyby:
i ruszyliśmy ostro pod górę. Oczywiście złapała mnie chwilowa niemoc, gdy psylocybina zaczynała działać i musiałem odpocząć trochę pod kamieniem na specjalnie do tego celu stworzonej przez naturę półce skalnej:

Szlak był taki jak lubię, pełno porozrzucanych kamieni, układających się w fantazyjne kształty:
 Wędrówka nie szła nam zbytnio Co chwilę zatrzymywaliśmy się napić, zapalić (turyści!), pstryknąc fotkę lub po prostu pooglądać widoczki:
Jako, że skończyło się picie zaczęło nam doskwierać pragnienie. M. trochę z szokowaniem patrzyła jak piję wodę z górskiego strumyczka, ale sama później coś pochliptała.
W końcu w oddali dojrzeliśmy Szczeliniec, sił dodało nam pragnienie. Po dotarciu tam chwilę pochłonęliśmy widoki:
i wypiliśmy po piwie w schronisku. Fajnie tak było siedzieć na szczycie i pić browarka, ale w końcu ruszyliśmy w dół trasą skałkową błądząc wśród fantastycznych skałek:
Akurat tutaj musiała mi wysiąść komórka i nie mogłem robić więcej zdjęć. Pobłądziliśmy trochę tam a wychodząc ze skałek trafiliśmy na grupkę alpinistów. Młode chłopaczki przechodziły po rozpiętej nad przepaścią linie. Ludzie (i my) z zatrwożeniem patrzyliśmy jak jeden z nich przechodzi po linie jako zabezpieczenie zawiązując sobie tylko linę na nogę. Ale to nic! Po tym przejściu kolo odpiął zabezpieczenie i przeszedł nad ok. 30 metrową przepaścią zupełnie bez zabezpieczenia! Ależ musiał mieć wyczucie równowagi i pewność siebie.
Zeszliśmy z góry. Ściemniało się, a okazało się że z Karłowa nic nie jeździ! Zadnego PKSa ani jebanej taksówki. Ruszamy na piechotę w stronę Kudowy, ale to ponad 12 km. Na szczęście całkiem prędko zatrzymaliśmy stopa. Jadąc drogą 100 zakrętów odetchnęliśmy, że nie musimy tędy iść. Zakręt za zakrętem, a pewnie każdy wydawał by się nam ostatnim. Na dodatek była noc.
Po dojechaniu do Kudowy:

poszliśmy jeszcze do parku zdrojowego, spróbować wody. M. nie podeszła za bardzo, ale ja zachwyciłem się jej smakiem i cudownym jajecznym zapachem. Następnie wróciliśmy do Polanicy i urżnąłem się alkoholem. Be i tfu.

środa, 2 listopada 2011

Śmierć jest Doradcą (Nauki don Juana pt3)

Świadomość własnej śmierci jest kolejnym ważnym elementem podczas otwierania się na magię i wolność. Ludzie zazwyczaj nie zastanawiają się nad własną śmiercią, tłumaczą to przygnębiającym działaniem takich myśli, ale wynika to raczej z poczucia własnej ważności. Ludzie na co dzień odrzucają świadomość własnej śmierci i przez to zdaje im się, że są nieśmiertelni i że mają czas na popełnianie błędów i rozterki natury duchowej. Gdyby zdali sobie sprawę, że śmierć może ich dopaść w każdej chwili, zaczeliby działać, a nie rozmyslać w nieskończoność. Jak można czuć się ważnym, skoro wiemy, że śmierć nas tropi?
Według szamanów z linii don Juana śmierć jest naszym wiecznym towarzyszem, zawsze przebywa po naszej lewej stronie, na wyciągnięcie ramienia. Często przychodzi jako dreszcz. Kiedy czujesz się niecierpliwy powinienes obrócić się w lewo i zapytać śmierć o radę, pozbędziesz się małostkowości, kiedy wykona dla Ciebie gest.
Śmierć to jedyny mądry doradca jakiego posiadamy, kiedykolwiek poczujesz, że wszystko idzie źle i się rozpada, zwróć się do swojej śmierci i zapytaj, czy to prawda, odpowie Ci, że nie masz racji, że naprawdę nic się nie liczy poza jej dotknięciem! Twoja śmierc powie Ci; "jeszcze Cię nie dotknęłam".

sobota, 29 października 2011

Podróż trochę magiczna (Bystrzyca Klodzka ---> Lądek Zdrój)

Wstałem wcześnie (ok 8) i pospieszyłem na autobus do Bystrzycy Kłodzkiej. Nie wiem jeszcze w jakiej kolejności ale mam zamiar odwiedzić Idzików, gdzie ponoć rosną grzyby, oraz Jaskinię Niedźwiedzią w Kletnie. W Bystrzycy niemiłe zaskoczenie, autobus do Stronia Sląskiego za dwie godziny. Chciałem od tamtej strony zahaczyć do Idzikowa, bo jest niby bliżej. GiePeeS w telefonie pokazuje że do Idzikowa z Bystrzycy 10,2 km. Fuck, jak on zżera baterię!!! Tanie chińskie gówno. Ładowałem komórę całą noc, chwila zabawy z nawigacją i już nie ma mocy. A miałem przede wszystkim robić zdjęcia!

Z braku widocznej perspektywy dojazdu oraz z racji tego, że rzucam palenie, kieruje się do apteki. ACO TAM. Nie będzie mnie męczył brak papierosów. Wcześniej zrobiłem 900mg kurację DXM w celu rzucenia palenia i jak na razie udaje mi się nie palić. Wszelkie oznaki głodu nikotynowego ucinam u podstaw, po prostu o tym nie myślę. Trochę to pokręcone, bo jak przychodzi mi ochota na papierosa, momentalnie ucinam tą myśl, jednocześnie ucinam wewnętrzny dialog! Zawsze wiedziałem, że rzucenie papierosów to podstawa i że musi to zaowocować wzrostem energii. Mimo tego wracałem zawsze do palenia.

Nic to. 10 km, to nie tak dużo, jest ranek, mam powera, idę na piechotę do Idzikowa.Przemykam zakamarkami Bystrzycy:
i wbijam na trasę do Stronia Śląskiego, gdzie grzybnia mi się w końcu objawi bez chujni!!

"Łąka na Niebie się kończy, ja tańczę, ja tańczę na łące
Dobrze świat został stworzony
Dzięki za to ci Ojcze"

- szedłem sobie śpiewając, i wypatrując łąk tych niebieskich....
Aco na pusty żołądek narobiło mi szuru buru w brzuchu. Zbiera mnie na wymioty, ale pusty brzuszek. Przeszło. Idę dalej. 
Barzo szympatyczny osobnik małorolny kierujący małym fiatem oferuję mi podwózkę, chciałby się dowiedzieć, gdzie zmierzam, ale sam kręcę i plączę bo nie wiem gdzie zmierzam. W każdym bądź razie troche bliżej. (czego???)

Dopiero za Idzikowem wypatrzyłem pieknę łączki stromo w górę. Idealne. Pełno owczej kupencji, choć żadnych zwierząt nie widać. I te piękne zrośnięte kępki traw. A wśród nich rosną grzybki.

Choć wiele ich nie ma, późno już przecież. Znajduje 20. Zjadam, a później idę łąką i co znajdę od razu do buzi. Łąka naprawde stroma i fajnie się szuka choć specjalnie się nie wysilam
Przeładowawszy się sokami z głębin zmierzam w szlak dalszy, tutaj jednak umysłu mego wywlekłości sie nagromadziły i spoczęli na skale zgodne byli wszyscy me osobowości, hehe :)
Tutaj na Skale Dumania nazwanej wśród szeptów wody płynącej z analizą poszedłem głęboko, i mysl ma stanęła znowu na pytaniu, "Na chuj mi ta Wolność, do której dążę", przecież to włóczęga, mówię wolności pokaż mi swe cudowności, czy warto było rzucać dla Ciebie wszystko? Mimo to czuję sie dobrze chłonę widoki i zieleń wkoło. 
Przystanek sobie mały zrobiłem przy drzewku, co niejedno przeżyło:
Chciałęm by swoją historię mi opowiedziało, bo pewnie rozbiory pamiętało, ale uwagę mą nagle przeniosło bo wokół kilka magicznych grzybków sobie rosło.
Posiliwszy się leciutko przybyłem do ludzkiej Doliny, Sienna jej było na imię. A w niej ludzie i dźwigi się krzątają, szykują dolinę do sezonu narciarskiego. Na razie to wszystko wymarłe, ale widząc tabliczkę do Jaskini Niedźwiedziej, kieruję się tamże, choć późno juz i boję się, że nie zdąże. 
Przechodzę prze las i wchodzę do następnej doliny, tam z przerażeniem stwierdzam, że biegną do mnie chyba z odległości pół kilometra dwa olbrzymie psy, jeden pasterski, drugi pokroju rottweilera albo pitbulla. Biegną i szczekają. Chyba nie są przyjaźnie nastawione, myśl i uciekam do opuszczonej chaty, która ledwo stoi.
Przed chwilą jeszcze w sielankowym nastroju, nagle walczę o życie! Na szczęście psy nie wlazły do środka. Widzę przez okienko, że wróciły do siebie. Czekam chwilę i wychodzę z ruiny. A te znowu biegną do mnie! Wreszcie jednak pojawili się ludzie i gwizamdi przywołali je do siebie. Pewien , że już jestem bezpieczny idę naprzód. Nic to! Ledwie ludzie zniknęli psy znowu lecą do mnie. Może mam trochę uraz do psów, bo jak byłem mały, to mnie jeden kundel ugryzł, ale widząc jak z odległości pół kilometra biegną dwa psy szczekając mysle, że w każdym włączy sie instynkt obronny. Teraz jednak nie mam już dokąd uciekać. Myślę, że ludzie chyba nie puścili luzem gryzących psów widząc, że idę, więc gdy pieski podbiegają używam wszystkich moich fortelów żeby im się przypodobać. I rzeczywiście okazują się niegroźne. Na początku szczekają, ale zaraz dają się pogłaskać (przynajmniej ten pasterski) i towarzyszą mi w dalszej drodzę. Super! 
Opuszczam je gdy podjeżdza do mnie małżeństwo Slązaków z pytaniem o drogę. Sam nie wiem gdzie idę, ale proszę ich o podwiezienie. Dojeżdzamy jednak nie do jaskini, ale do starej kopalni uranu. Spoko, myslę, chociaż tyle. 
 W sumie niewiele tam do zwiedzania. Parę pomieszczeń. Jaskinia Niedzwiedzia ponoć zamknięta dzisiaj. Zabieram się z miłym małżeństwem, są z sanatorium w Lądku, więc pojadę sobię z nimi. Lądek sprawia wrażenie, jakby jeszcze nie wyszedł z epoki PRL. Czuć, że to miasteczko stare, ale jest trochę zaniedbane. Konczę podróż na przystanku, który jest chyba głównym PKS w Lądku
Uff, jakies niezbyt poruszające te moje przygody. Za mało szampana, za mało dziwek, za mało strzelaniny. Wczoraj jednak gdy poszedłem w stronę szampana, na jakąś potańcówę w Polanicy skończyło się to rozjebaną ręką i guzem na czole. Lepiej jednak chyba pozostać przy drętwych przygodach niż się kaleczyć!!! Czego nikomu nie życzę!! PAP.

środa, 26 października 2011

Odrzucenie poczucia własnej ważności (ego ) (Nauki don Juana pt2)

Odrzucenie poczucia własnej ważności jest filarem wiedzy don Juana. Tylko nie posiadając go można otworzyć się na magię i wolność. Don Juan nie używa pojęcia ego, ale korzystając z tej bardziej współczesnej terminologii, mógłbym powiedzieć, że ego jest podmiotem, a poczucie własnej ważności jest orzeczeniem. W tym kontekście pełne zdanie brzmiało by wówczas: Ego jest częscią świadomości, której głównym działaniem jest obrona poczucia własnej ważności. Ego jest największym marnotrawcą energii w człowieku, a jego przekonanie o własnej ważności odzwierciedla się w sposób jawny i niejawny. Poprzez uleganie pokusom ego, człowiek zaczyna się za bardzo skupiać na sobie. Zabsorbowanie sobą zamyka go szczelnie w świecie ego i blokuje dopływ energii z zewnatrz.

Typowo jawnymi przejawami wlasnej ważności jest wściekłość, gniew, oraz różne przejawy egoizmu i snobizmu. Złoszczenie się na kogoś, wściekanie, a także obrażanie to typowe zachowanie świadczące, o tym, że ktoś podchodzi do siebie zbyt poważnie, za bardzo skupia się na sobie. To, że czujemy się obrażeni przez uczynki naszych bliźnich, osłabia nas. Poczucie własnej ważności domaga się, byśmy spędzali większość życia obrażeni na kogoś. Jeśli nie mamy poczucia własnej ważności, nie jesteśmy podatni na zranienie.


"Jesteś tak diabelnie ważny, że czujesz, iż możesz sobie pozwolić, denerwować się
na wszystko. Jesteś tak diabelnie ważny, że stać cię na to, aby wszystko zostawić, kiedy coś nie jest
po twojej myśli. Uważasz, że przez to okazujesz swój charakter. Cóż za nonsens! Jesteś słaby i
zarozumiały!"

Z mniej jawnych objawów poczucia własnej ważności wymieniłbym użalanie się nad sobą. Jest to podstępne zachowanie ego, które niewoli wiele osób. Człowiek użalając się nad sobą nie dosyć, że skupia się na sobie, to na dodatek, rani ducha w ten sposób, że myśląc cały czas o swoich słabościach i rozpamiętując przeszłość, zamyka się na swoją siłę i nie potrafi dostrzec teraźniejszości.

Frustracja to kolejny przejaw ego, rodzi się z tych samych powodów, ego broni poczucia własnej ważności, gdy ściera się z czymś nowym, nieakceptowalnym, z czymś co mogłoby zagrozić jego iluzorycznej pozycji.

Jako kolejny zamaskowany przejaw ego wymieniłbym litość, współczucie, pogardę a także wszelkie formy altruizmu, które nie wywodzą się z bezinteresownej pomocy, ale poczucia, że świat jest inny, gorszy, wywodzące się z myśli: ale jestem wielki, pomagam innym, Ja to robię!

Ego przejęło praktycznie kontrolę na współczesnym człowiekiem. Wybiło się na czoło, a powinno byc tylko malutką częścią ludzkiej świadomości. tą częścią, która odzywa się w chwili zagrożenia życia czy uszkodzenia ciała. Niemniej na pewnym etapie rozwoju ludzie wybrali drogę ego, odrzucając inne aspekty świadomości, w tym bezpośrednie połączenie z wiedzą, które pozsotało dostepne jedynie w sferze szamanów i czarowników.

Jak długo będziesz uważał, że jesteś najważniejszy na świecie, tak długo, nie będziesz w stanie docenić świata wokół siebie. Odrzucenie poczucia własnej ważności, wiąże się z przekonaniem, że wszystkie elementy rzeczywistości, łącznię z nami samymi są równe sobie. Niewazne czy to będzie roślina, zwierzę czy człowiek. Możesz wykorzystywać różne elementy tego świata, ale nie powinienes się wówczas obrażać, jeśli i ty zostaniesz wykorzystany. Możesz zabijać inne stworzenia, ale tylko po to, aby wykorzystać ich ofiarę, nie możesz zabijać dla przyjemności, przez odrazę lub niechęć, a już napewno nie z głupoty wynikającej z braku chęci zastanowienia się nad tym co robisz. Komary przestają dokuczać, gdy się od nich przez cały czas nie odganiasz i ich nie zabijasz. Nie znaczy to, że masz pozwalać różnym pasożytom na pożywianie się swoim ciałem. Zachowaj harmonię i świadomośc tego co robisz i dlaczego to robisz lub dlaczego tego nie robisz.  Natura zacznie się przed tobą otwierać, jesli będziesz żył z nią w harmonni.

Co może sprawiać trudnośc to odróżnienie poczucia własnej ważności od poczucia własnej wartości. Do odróżnienia tych pojęc potrzeba naprawdę mistrzowskiej strategii. Jedno jest wszystkim co w nas najgorsze, drugie co w nas najlepsze. Odrzucenie poczucia własnej ważności wiąże się z wyhamowaniem zapędów ego, ograniczeniem cech zabierających energię,  poczucie własnej wartości wynika z cech, podbudowujących energię, i wiąze się zawsze z jednoczesnym poczuciem wartości całego świata (natury) i harmonii rzecywistości. Wszystko inne to tylko imitacje i gierki ego.

niedziela, 23 października 2011

Wymazanie osobistej historii (Nauki don Juana pt1)

Osobista historia jest tym, co Cię stwarza jako jednostkę w społeczeństwie. Nie byłoby w niej nic złego, gdyby ludzie nie postrzegali Cie przez pryzmat Twoich zachowań. Poprzez swoje czyny wytworzyłeś jednak w innych ludziach schematy, które Cię jednoznacznie określają. Mając osobistą historię, stajesz się powoli jej niewolnikiem, gdyż zaczynasz stwarzać swoją rzeczywistość poprzez pryzmat myśli innych.


- jak mogę odrzucić osobistą historię?

Najpierw trzeba chcieć ją odrzucić (własne dzieje) a później należy postępować systematycznie, ciągle po trochę ją gubić.

- dobrze, inni ludzie nie będą znać mojej historii, ale przecież ja sam będę miał jej świadomość?

Osobista historia może powstać tylko wtedy, kiedy wie jeszcze o tym ktoś. Nikt nie wie kim jestem, ani co robię, nawet ja sam. Jak mam wiedzieć kim jestem, kiedy jestem tym Wszystkim?

- dlaczego inni nie powinni znać mojej osobistej historii?

Każdy kto Cię zna ma jakieś wyobrażenie o Tobie, a Ty ożywiasz to wyobrażenie  wszystkim tym co robisz. Jeśli nie masz osobistej historii żadne wyjaśnienia nie są potrzebne, czyjeś mniemania o Tobie, nie mogą Cię do niczego zobowiązać! Najlepiej wymazać całą osobistą historię ponieważ wówczas uwalniamy się od obciążających myśli innych ludzi.

- jak można tego dokonać?

Powoli, po trochu, musisz zacząć stwarzać wokół siebie tajemnicę, musisz wszystko wymazać, aż o niczym nie będziesz już z góry przesądzał, aż nic nie będzie już całkiem pewne. Zacznij od prostych rzeczy, takich jak nieujawnianie tego co robisz naprawdę; następnie musisz się rozstać z każdym kto Cie dobrze zna, w ten sposób wytworzysz wokół siebie mgłę.

- ale ja nie chcę rozstawać się z ludźmi, których znam?!

Ludzie, których znasz długo klasyfikują Cię w schemacie. Jesteś niewolnikiem swych znajomości bo powielasz te schematy, tak aby nikogo nie urazić i nie przeciwstawiać się tym schematom.
Ja wolę absolutną wolność bycia nieznanym.

- ale to jest kłamstwo?!, nie chcę wprowadzać ludzi w błąd

Kłamstwa są kłamstwami tylko wtedy, kiedy masz osobistą historię. Tak czy inaczej wszystkich wprowadzasz w błąd, postepując zgodnie ze schematami, a nie zgodnie ze swym wewnętrznym głosem. Kiedy się nie ma osobistej historii nic co się mówi, nie może być potraktowane jako kłamstwo.

- czy muszę zerwać wszelkie kontakty z ludźmi?

Nie. Musisz przynajmniej ograniczyć kontakty z tymi, których najdłużej znasz i którzy klasyfikują Cię w pewnym schemacie. Od tej chwili możesz pokazywać ludziom wszystko, co chcesz im pokazać, nie wolno Ci jednak mówić o tym jak to zrobiłeś.

- w czym ma mi pomóc brak osobistej historii?

Wytworzysz w sobie bardzo podniecający i tajemniczy stan, w którym nikt nie wie skąd wyskoczy królik, nawet Ty sam. Kiedy nic nie jest pewne, musisz być zawsze czujny, zawsze gotowy, bardziej podnieca Cię to, że nie wiesz, za którym krzakiem ukrywa się królik, nie przekonanie, że wszystko wiesz.

Szczytnik

Wybierając się na Szczytnik, chciałem to zrobić idąc "dzikim szlakiem". Widząc fajną i niezbyt uczęszczaną ścieżkę, oznaczoną wszak szlakiem niebieskim, prę pod górę. Uwielbiam takie górskie szlaki, gdzie kluczyć trzeba pośród rozrzuconych w bezładzie głazów.

Czytałem na necie, że niebieskim szlakiem można dotrzeć na Szczytnik, ale chyba zbłądziłem z niego, bo doszedłem do tabliczki: Teren firmy wydobywczej, zakaz wstępu.
Boże jak ja nienawidzę wracać tą samą drogą, wbijam więc na teren firmy, z dala słychać młoty pneumatyczne, w oddali widzę koparkę i ludzi odrywających granit ze zbocza góry. Kamieniołomy.
Mijam kopalnię, ale przeczuwam, że to koniec dzikiej trasy i mam rację. Dochodzę do torów i kontynuuję wędrówkę razem z nimi. Przechodzę przez ciekawy, choć podniszczony wiadukt, gdzie w dole wije się Bystrzyca. Nagle wychodzę na asfalt, eh, byłem tu już to droga do Szczytnej. No cóż muszę iść nią, ale wypatruję ścieżki, którą powrócę na szlak.
Znajduję ją dopiero na początku Szczytnej. Ulica Leśna. Cały czas pod górkę. Można iść asfaltem, ale podpatruję jakąś kobietę, która sprytnie schodzi z asfaltu i rusza w górę lasem. W życiu bym sam nie wyczaił tej ścieżki dla pieszych. Idzie się przyjemnie, ale niezbyt długo, bo za chwilę dochodzę na szczyt. Jest tu fajny punkt widokowy, usytuowany na ogromnej skale, z panoramą na Szczytną i pobliskie góry.
Podziwiam drzewko wczepione, na znacznej wysokości, w skałę. Jakie to życie jest "czepliwe". Niesamowite. Na szczycie Szczytnika jest gościciniec misyjny, myślałem, czy by nie wbić do zakonników na kawę, ale wszystko pozamykane na 4 spusty, nie będę kombinował. Obok jest zamek. Oczywiście też pozamykany.
W zamku mieści się Ośrodek Pomocy Społecznej. Po chwili dostrzegam żywą duszę. Jakiś "mądry inaczej" wychodzi na dziedziniec, zaczyna chodzić w kółko i mruczy coś do siebie z frustracją. Pewnie podkurwiła go opiekunka. Jaram przy nim fajkę, patrzy na mnie spod łba, ale raczej mnie ignoruje zatopiony we własnym wrzechświecie.
Obczajam fajną ścieżke wiodąca na dół, będę mógł się z dołu przyjrzeć skałom, na których postawiono punkt widokowy. Skały jak z Janosika. Zauważam jak nieocenione są ścieżki w górach. Ledwie ją widać, ale po ścieżce idzie się czysto i przyjemnie. Gdy próbuję z niej zejść, nogi jakoś mi się krzywią i nie da rady iść. Wracam na ścieżkę, ale po pewnym czasie się kończy i trafiam do lasu. Bez ścieżki. Niezbyt fajnie by było tu utknąć, zwłaszcza że już zmierzcha, można by sie połamać idąc tu w nocy. Na szczęście jednak słyszę w oddali przejeżdzająęe samochody. Wychodzę w Szczytnej jest już noc. Nie che mi sie isc na piechotę do Polanicy po nocy, zwłaszcza, że trasę tę juz przeszedłem. Jadę więc busem. Chwilę łaże po centrum Polanicy, może by tak wbić na jakąs imprezę, myslę, ale jakaś bieda z imprezami w Polanicy.
Takie to jakość niezbyt poruszające.

czwartek, 20 października 2011

Szczytna - pola, lasy, łąki, rzeki

czas się wybrać na przechadzkę 
- raz se myśli bags roztropnie
do tej pory on mało zwiedzać
bardziej okoliczne łąki czesać


grzybków on tam wypatrywać
ale jeszcze nic nie znaleźć
więc nad rzeczkę on uderzyć
rzeczka wije się i pląsa
a bags po kamieniach skakać
cuda jej chłonąc skrzętnie
zakamarki podpatrywać


w wodzie rybki se śmigają
w bagsie duch myśliwego zbierać
myśli sobie oszczep zrobić
i jak nad Ukajali Indianie zapolować
bags nie zabijać niepotrzebnie
ale zapolować mógłby
nie ze strzelbą tą szatańską
a z oszczepem percepcję ostrzyć
ale pomysł ten porzucić
małe rybki, i prześmieszne
a bags wcale nie być głodny
w dalszą drogę on się wybrać
tylko smucić on się strasznie
las mu co nóż cudowne ścieżki podrzucać
a on sobie wcześnie wybrać jedną
i z desperacją nią podążać


tak se idąc z tą Bystrzycą
bags osadę zacząć mijać
Szczytną ją ktoś kiedyś nazwał
bo na zboczach ją zbudowali Szczytnika
i Pieeeeekielnej Góry...


i przechodząc przez to miastko
bags se myśli, że wymarłe
ludzie pewnie za kromką chleba wyjechali
lub kieliszkiem tegoż chleba
opuścili piękne góry
a mogli przecież grzyby zbierać
i z owcami po halach hasać

szybko bags tą osadę opuścić
żałując trochę że na Szczytnik się nie wdrapać 
na przyszłośc górę te on zostawić
bo dziś celem Szczytnę obejśc 
i do Polanicy wrócić

piękną łąke z dala on wypatrzyć
duch zbieracza sie odezwać
psilocybe on już widzieć chmary
lecz dochądząc on do celu 
wreszcie sobie uświadomić
że to pole do golfa grania
ludziska zboczu góry wydarli


siadł on na tym polu chcąc pomedytować
ale myśli mu w głąb Ziemii uciekać

"Ziemio Matko moja Ukochana 
Wielbię Ciebie, Tyś mym Bóstwem
Daj mi Siłę iść przez Życie
i Twej Magii wciąż Doświadczać"

...i z tą myślą do dom wrócić...

wtorek, 11 października 2011

Polanica-Zdrój

No i wybyłem z Wrocławia, co prawda nie w Bieszczady tylko w bliższe Karkonosze, ale to tak na początek. Wylądowałem w Polanicy-Zdrój, zostanę tu przynajmniej na miesiąc, a może idłużej jak będzie fajnie. Chatka całkiem fajna, internet wi-fi, czyli wszystko co mi potrzeba. Pogoda się trochę popsuła, ale ogólnie jest spoczko.
Wróciłem więc do pierwotnego planu,  który miałem przed świętej pamięci pracą w Kozienicach. Mam nadzieję, że wyjdzie mi to na dobre.

poniedziałek, 10 października 2011

psilocybe semilanceata

Pojechaliśmy na Wojnów ze znajomymi i znaleźlismy ok 400 łysiczek. Przyjąłem ok. 100. Zawsze jesienią robiłem podobnie. Z początku było nawet spoko, ale po pewnym czasie zaczęły się zgrzyty. Gdy po DXM wszystko mi zwisa, tak po grzybach zacząłem odczuwać straszną irytację w stosunku do ludzi. Wszystko zaczęło mi w nich przeszkadzać. Chciałem ich opuścić i pomyślałem, że jedyną metodą jest iść spać. Szedłem ulicą półspiąc, a moja świadomość "wyskakiwała" z ciała w najbliższe otoczenie, czułem, że ingeruje w nie i je zmieniam. Miałem niesamowicie wyostrzoną empatię, ale wszystko co odczuwałem to pożal się Boże, ucucia wywodzące się z najgorszych pokłądów ego. Znajomi zaczęli się ze mnie nabijać, uciszyłem ich głosy w głowie, nie chciałem się wdawać w żadne dyskusje, wszystko mi było jedno, pozostał jednak szum ich rozmów co mnie bardzo irytowało. Chciałem wyskoczyć poza to wszystko. Doszliśmy do mieszkania koleżanki C., której nie znałem. Na wstępie jej powiedziałem, że muszę iść spać. Kupiliśmy jednak parę piw i po jakimś czasie ogarnąłem w końcu tą senność. W pewnej chwili po prostu wstałem i rozpoczęło się to, co najbardziej lubię w grzybach, upstrzoną abstrakcjami fazę, ze śmiechem w roli głównej. Ależ był ubaw! Humor grzybowy nie ma sobie równych, zwłaszcza jeśli przebywasz w odpowiednim środowisku, a moja irytacja magicznie zniknęła i spostrzegłem, że właśnie w takim rozumiejącym środowisku się znalazłem.
Podsumowując było ciekawie, ale momentami groźnie i nieprzyjemnie.
Rozmawiałęm na FB ze Swietlaną i powiedziała, że grzyby należa do tzw. "ciemnych nauczycieli", mogą wiele nauczyć, ale w końcowym efekcie wprowadzają niższe wibracje i szkodzą ciału. Odczułem to na sobie.  Bardzo je lubię, ale muszę już im podziękować. Dziękuję więc wam "małe diabełki" za to co mi pokazałyście, alternatywną rzeczywistość, pomogłyście mi sie wyrwać ze schematu "jednej rzeczywistości". Teraz jednak muszę podążyć dalej, zostanie z wami wiązało by się z zaprzestaniem szukania drogi. Składam Wam w hołdzie ten wpis na blogu, gdyż byłyście ważnym elementem mojego życia!!!

czwartek, 6 października 2011

koniec chaosu

nareszcie się coś ruszyło; był zlot magów chaosu, przyjechał w sumie tylko m8 i skończyło się oczywiście pijaństwem, każdy z każdym się napier... roman został wyrzucony z chaty, ja wyprowadzam się pojutrze i ewakuuje się w... GÓRY; czyli wracam do pierwotnego planu; może coś ruszy się z blogiem, bo przez ten cały chaos i szampany(!) nie miałem w ogóle ochoty cokolwiek pisać
chaos jest be...
może w górach ogarnę go w końcu...

środa, 14 września 2011

gdzie jest roman do chuja?

przyjazd do rodziców był złym pomysłem sami nalegali i same tego później pewnie żałowali oduczony poddaństwa i nauczony robię co chcę spotykając starych znajomych i w ogóle stare klimaty poszedłem po bandzie na maxa szampan dziwki stzelanina skończyło się na tym że musiałem się ewakuować zamieszkaliśmy z romaem na jakiejś melinie we wrocłowiu gdzie króluje chaos i chuj z nędzą, roman gdzieś zniknął, wszystki moje piękne acodinowe ideały poszły w łeb została mi tylko mantra którą powarzam gdy czuję ze jest nie dobrze zielono serce wolność wieczność nieskończoność! wczoraj odżyłem po rozmowie z kolesiem który wie o ego więcej niż ja chwała mu za to! niech się dzieje wola ŚWIATA !!!

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

ha...hę......
 ..............myślicie, że jest tak...........
.........................................................a później wychodzi że nie.....?!

 nieważne....

....porywa was strumień myśli czystej !!!

zatrułeś sobie umysł...
...zatrułeś egzystencjęęę ?!
nieważne....
wyjdź............!

w końcu...... kurwaaaaaaaaaaaaaaa           !!!!!!!!
                                                                             !!!
!!!!  ...........na prostąąąąąąąąąąąąąąąąąąąą      !!!!!!!!

...zieloną łąkę ukwieconą soczyście....

i żółtym.... i żywym..... i żytym........ i żą żę....

łąka koło rzeki, rzeka koło łąki...

..PLAŻA...

ciiiiiiiiiiiiiicho.............nikogo niema.......nikt nie patrzy................świata nie ma.............jesteś..........

........saaaaaaaaaaaaaaam...........

rozkosznie.

...a to ocean był rzeką
...a rzeka wpadała do niego

...OCEAN MOŻLIWOŚCI...

...rzeka pytań.....

                           ......bezmiar odpowiedzi........
                        
system fail                                                  .........kropla zrozumienia............
system error
system reboot




sobota, 20 sierpnia 2011

0

zero

zerrroooo

zerrroooowaaaaaaaaaaaaaaaaaaanieeeeeeeeeeee

Bieluń

Nie dosyć, że poszedłem po bandzie z suczą (nie chce mi się o tym pisać, ale skończyło się to oczywiście amnezją) to jeszcze wrzuciłem z Chłopaką bieluń (co także skończyło się amnezją).
Zrobiliśmy herbatkę z 3 szyszek i rozeszliśmy się do domu. Ty był fatalny błąd, bo fazy po bieluniu nie da się kontrolować!!! Skończyło się na tym, że o mało mnie z chaty nie wyrzucili bo zacząłem w nocy odwalać jakieś bieluniowe ekscesy.
Wszystkie znane mi źródła, włącznie z Castanedą przestrzegają przed bieluniem, dawno temu też go próbowałem, i było nieprzyjemnie, ale , się nie posłuchałem.
Na mojej liście substancji, których nie należy używać pod żadnym pozorem jest już wódka (mocniejsze alkohole, etanol)  i bieluń  (atropina, skopolamina, hioscyjamina).
Substancje te nie mają żadnych właściwości rozwojowych czy jakich tamtych!!!
Teraz muszę wrzucić Acodin, żeby się wyzerować na zero

bleee