środa, 16 listopada 2011

Szczeliniec

Tym razem na wycieczkę wybrałem się z koleżanką. M. czekała już w autobusie, którym pojechaliśmy do Radkowa.
Minęliśmy prędko to miasteczko, kierując się na czuja w stronę Szczelińca.
Wyszliśmy na długą prostą:
Dotarliśmy do wejścia na szlak, aczkolwiek nie na Szczeliniec, ale mnie więcje w tamtą strone. Zdecydowaliśmy się tam pójść. Na wstępie zjedliśmy ostatnie w tym roku grzyby:
i ruszyliśmy ostro pod górę. Oczywiście złapała mnie chwilowa niemoc, gdy psylocybina zaczynała działać i musiałem odpocząć trochę pod kamieniem na specjalnie do tego celu stworzonej przez naturę półce skalnej:

Szlak był taki jak lubię, pełno porozrzucanych kamieni, układających się w fantazyjne kształty:
 Wędrówka nie szła nam zbytnio Co chwilę zatrzymywaliśmy się napić, zapalić (turyści!), pstryknąc fotkę lub po prostu pooglądać widoczki:
Jako, że skończyło się picie zaczęło nam doskwierać pragnienie. M. trochę z szokowaniem patrzyła jak piję wodę z górskiego strumyczka, ale sama później coś pochliptała.
W końcu w oddali dojrzeliśmy Szczeliniec, sił dodało nam pragnienie. Po dotarciu tam chwilę pochłonęliśmy widoki:
i wypiliśmy po piwie w schronisku. Fajnie tak było siedzieć na szczycie i pić browarka, ale w końcu ruszyliśmy w dół trasą skałkową błądząc wśród fantastycznych skałek:
Akurat tutaj musiała mi wysiąść komórka i nie mogłem robić więcej zdjęć. Pobłądziliśmy trochę tam a wychodząc ze skałek trafiliśmy na grupkę alpinistów. Młode chłopaczki przechodziły po rozpiętej nad przepaścią linie. Ludzie (i my) z zatrwożeniem patrzyliśmy jak jeden z nich przechodzi po linie jako zabezpieczenie zawiązując sobie tylko linę na nogę. Ale to nic! Po tym przejściu kolo odpiął zabezpieczenie i przeszedł nad ok. 30 metrową przepaścią zupełnie bez zabezpieczenia! Ależ musiał mieć wyczucie równowagi i pewność siebie.
Zeszliśmy z góry. Ściemniało się, a okazało się że z Karłowa nic nie jeździ! Zadnego PKSa ani jebanej taksówki. Ruszamy na piechotę w stronę Kudowy, ale to ponad 12 km. Na szczęście całkiem prędko zatrzymaliśmy stopa. Jadąc drogą 100 zakrętów odetchnęliśmy, że nie musimy tędy iść. Zakręt za zakrętem, a pewnie każdy wydawał by się nam ostatnim. Na dodatek była noc.
Po dojechaniu do Kudowy:

poszliśmy jeszcze do parku zdrojowego, spróbować wody. M. nie podeszła za bardzo, ale ja zachwyciłem się jej smakiem i cudownym jajecznym zapachem. Następnie wróciliśmy do Polanicy i urżnąłem się alkoholem. Be i tfu.

1 komentarz:

  1. Wycieczka - miodzio :)
    nooo moze poza "Be i tfu" czescia :P

    M.

    OdpowiedzUsuń